sobota, 22 lutego 2014

Rozdział V

Witajcie :) Troszkę się zmieniło od ostatniego wpisu, założyłam fanpage na facebooku, na który będę wrzucać informacje o nowych notkach, moje inspiracje i inne ciekawe rzeczy :) Mam nadzieję że zarówno tam jak i tutaj będzie was przybywać, więc serdecznie wszystkich zapraszam: 
https://www.facebook.com/pages/swiadomosc-nie-istnienia

A teraz, bez ogródek-----> Czytamy i wyrażamy opinię!
Pozdrawiam wszystkich ;)

***


Auto zahaczyło prawą przednią krawędzią maski i światłem o barierkę i widocznie obróciło się o 90 stopni, bo to róg był zmasakrowany a auto stało przodem do barierki… połową wystawało na środek pasa, lecz teraz ją to nie obchodziło, miała nadzieję, że nikt nie będzie teraz tędy jechał, a nawet jeśli to przecież zauważą auto na środku drogi! Mimo ogólnego osłabienia, rzuciła się biegiem.


-Przecież to nie aż tak daleko. Zawsze miałam wydolne płuca…Po kilku minutach biegu, usłyszała z oddali pisk hamowania, uderzenie i alarm swojego wysłużonego sedana.-Cholera, jeszcze tego mi brakowało… 23.26  mam 7 minut. Zdążę. Wyjęła telefon zadzwoniła na 112 i szybko zgłosiła stłuczkę , którą usłyszała. Kobieta w centrali reagowała dość dziwnie, gdy Victoria stwierdziła że nie wie jakie jest drugie auto, które wzięło udział w stłuczce, ile osób w niej uczestniczyło, ani jakie są ogólne obrażenia, ale na pewno wie że takowe zderzenie wystąpiło, chociaż nie ma jej na miejscu zdarzenia, które mimo to dokładnie opisała.  Miała tylko nadzieję, że to nic groźnego… Zeznania składała ciągle idąc szybkim tempem. Karetka i straż są już w drodze. 4 minuty.  Zaczynało ją kłuć w boku i czuła lekkie zawroty głowy. Prawie nic dziś nie zjadła i teraz zaczęła tego żałować.


 Już widzi przystanek. Kolejne 600 metrów do słonecznej. Ulice były puste, Rita musiała już wysiąść z nieszczęsnego autobusu i iść do domu. Raptownie zatrzymała się i poczuła, że jej żołądek chyba nie jest w najlepszej formie. Szarpnęły ją wymioty jednak nie dawała za wygraną. Musiała się trzymać, już niedaleko. Kolana ugięły się lekko i osiadły na wilgotnym asfalcie. Nie potrafiła poradzić sobie  z tymi zawrotami, wszystko zdawało się zlewać w jedno pasmo co tylko potęgowało mdłości. Oblała ją fala potów, uniosła się na rozdygotanych już ramionach, wstała wątpliwie i chwiejnym krokiem uparcie podążała dalej. Nie wiedziała ile czasu spędziła wymiotując, więc przyspieszyła na tyle ile mogła. Było coraz zimniej, a ona miała na sobie tylko koronkową bluzeczkę i cieniutki bawełniany sweterek z perłowymi guziczkami. 
Mroczne ulice wiały pustką, a ona zbliżała się do tej najciemniejszej, wiedząc co ją tam czeka.-Muszę tam dotrzeć. Zdążę… Która godzina?... –Wyjęła telefon lecz nie była w stanie dostrzec cyfr na cyferblacie. Nagle usłyszała z oddali jakiś dźwięk… Krzyk?... Nie… Powoli biegła dalej… Nie może być za późno, nie może… świeże powietrze ją orzeźwiło. Biegła, już była przy słonecznej, słyszy wyraźnie. Krzyk. Widzi już jedyną świecącą latarnię, i  na ułamek sekundy wrosła w ziemię po tym co zobaczyła, mimo że widziała to po raz drugi. Rozgrywająca się scena mroziła krew w żyłach. I tylko ona mogła coś na to poradzić. Tylko nie to… Syrena straży pożarnej zlewająca się z wyciem psa… Już za późno Zauważyła jego kontury niknące w mroku . Zastrzyk z samej adrenaliny dodał jej sił do resztek biegu, na telefonie który wciąż ściskała w ręce ponownie wybiła 112, drżącym od emocji, osłabienia i zmęczenia głosem wydyszała do słuchawki: -Halo? Dziki pies zaatakował kobietę, silne krwawienie, obrażenia twarzy. Ul. Słoneczna, przy starym ogrodzie. Telefon wyśliznął jej się z ręki, ale nie miała czasu go podnieść, rozłączyć się, mało ją to teraz obchodziło, dobiegła do Rity. Widziała w życiu już wiele drastycznych rzeczy, ale to co wtedy  zobaczyła, zapamięta do końca życia.  
         W głowie miała przerażającą paraliżującą pustkę. Chciała jakoś pomóc, cokolwiek zrobić, wiedział że musi zatamować krwawienie, ale… nie mogła. Osunęła się na kolana, opuszkami drżących palców  musnęła ramię kobiety, nie ważąc  się dotknąć czegoś, co kilka minut temu było jej twarzą. Nawet nie wiedziała kiedy po jej policzkach zaczęły spływać kolejne łzy, a w głowie kotłowało się tylko urywane
-zawiodłam… zawiodłam… 

Oparła dłonie na asfalcie akurat w kałuży krwi, która wciąż wyciekała z rany… W głowie miała absolutną pustkę, zupełnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, a wiedziała że jakoś musi pomóc tej biednej kobiecie leżącej przed nią w konwulsjach na brudnym chodniku, dławiąc się własną krwią. Z oddali usłyszała wycie psa… Odwróciła się instynktownie przez ramię w stronę krzaków, ale nie zauważyła niczego niepokojącego.  Siedziała na zimnym bruku wlepiając wilgotne od łez oczy w poszarpaną twarz Rity i szepcząc zachrypniętym głosem, nie wiadomo czy do Rity czy bardziej do siebie: „tylko się trzymaj, wszystko będzie dobrze, dasz radę, przecież widziałam… Ja to wszystko widziałam…” 
Chwyciła Ritę za zimną dłoń, i kolejny raz dzisiejszej nocy usłyszała sygnał pogotowia i nigdy jej bardziej nie ulżyło z tego powodu… Po kilku sekundach zobaczyła już światła. 

Nie pamiętała w jaki sposób wytłumaczyła funkcjonariuszom co się stało, jak się tu znalazła i wmówiła że na pewno nic jej nie jest i sama dotrze do domu który jest niedaleko oraz nie potrzebuje żadnej pomocy, wie tylko że gdy odjechali, nie miała na tyle ani fizycznej ani psychicznej siły by iść jak człowiek do domu, padła na kolana, i z bezradności po prostu zaniosła się płaczem…
 Wiedziała jedno. Choćby robiła co mogła zawsze będzie tak, jakby nie zrobiła nic. Nie ma żadnej możliwości zmienienia koszmarnych wizji które nawiedzają ją w snach. Przetarła dłońmi po policzkach ścierając z nich łzy, a zostawiając krwawe ślady, nawet nie będąc tego świadomą.Nie wie ile czasu upłynęło zanim przestała się trząść, łkać, obejmować ramionami kolana, szarpać się za włosy i kołysać jak głupia siedząc wciąż na tym na tym chodniku, ale po pewnym czasie, naszło ją coś w rodzaju zawieszenia. Łzy przestały płynąć, a jej twarz zmieniła się w transparentną bezuczuciową maskę, jakby nic pod nią nie było, a ona zamiast człowiekiem była ożywionym manekinem. Podniosła się i krok za krokiem, stopa za stopą postępowała w stronę domu. To był czas kiedy uświadomiła sobie coś, czego tak naprawdę  nigdy nie chciała wiedzieć. Że była bezradna. Całkiem bezradna i do końca życia skazana na bezczynne obserwowanie ludzkiego cierpienia… Zawsze myślała, że to co widzi to rzeczywistość, ale rzeczywistość która w każdej chwili może ulec zmianie poprzez dokonywanie różnych wyborów, masę czynników zewnętrznych, że przyszłość zawsze może się zmienić… Że można coś zaradzić na to co może się stać. 
Teraz dostrzegła zasadniczą różnicę. Nie można zrobić nic. Absolutnie nic. To nieuniknione fatum. W śnie to nie ‘ktoś’ uratował Ritę i wezwał pogotowie by zawiozło ją do szpitala. To ona to zrobiła. Pies nie uciekł bo wystraszył się syreny jakiejś straży. Uciekł bo wystraszył się straży którą ONA wezwała, do stłuczki spowodowanej przez NIĄ… Jakby wszystko co skrupulatnie zaplanowała i kilkukrotne mienianie decyzji w ciągu dnia, razem z warunkami pogodowymi, odpowiedzią Rity i całą resztą były z góry ustalone… Przecież Victoria mogła postąpić inaczej, a jednak tego nie zrobiła. Stało się to co miało się stać. To nieuniknione. 



  



Oto obraz autorstwa Johna Atkinsona Grimshaw- który posłużył troszkę jako inspiracja :) 

5 komentarzy:

  1. trzyma w napięciu od pierwszego zdania, widzę że artystka nadal w świetnej formie;) oby tak dalej i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie czytałam jeszcze początku,, bo chciałam ocenić styl pisania zanim zacznę czytać. Robisz drobne błędy, ale opisujesz obrazowo.. Wreszcie opowiadanie nie o modnie ubierających się dziewczynach i z fotkami wymarzonych zestawów przy każdym poście.
    Wiesz o co mi chodzi? Coś w stylu: Wyszła z pod prysznica i ubrała się w to:
    tutaj wklejona fotka tego typu: http://3.bp.blogspot.com/-B7kDuM_pQ1c/UL4k1grDkyI/AAAAAAAAAJI/JieYNT42nTM/s1600/komplet+ubra%C5%84+i+doadtk%C3%B3w+22.jpg
    Naprawdę miła odmiana :)
    Zamierzam przeczytać od początku i dodać kilka komentarzy po drodze, ale jutro bo pracuję nad własnym rozdziałem.
    http://moje-sos.blogspot.com/
    Jak chcesz możesz zajrzeć. Jak coś, to chętnie wymieniam się radami i opiniami, jak chcesz to pisz na gg, lubię pogadać czasem z jakimś innym młodym pisarzem.
    Mój numer, na blogu w prawej kolumnie.
    Pozdrawiam i obiecuję powrócić jutro z samego rana, bo mam ferie :P
    Trill

    OdpowiedzUsuń
  3. naprawdę super blog ;3

    http://s-pineczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawe, dobrze piszesz ;)
    http://ksiazkostrefa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opowiadanie :) Bardzo wciągające.
    Zapraszam do mnie: krolewskiesmoki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń