Witajcie w kolejnym tygodniu przy nowym rozdziale ;) Mam nadzieję że jesteście ciekawi co nowego słychać u Victorii :)
Zachęcam do wyrażania swojej opinii w komentarzach :) - każdy jest dla mnie bardzo ważny i za każdy szczerze dziękuję :)
Zachęcam do wyrażania swojej opinii w komentarzach :) - każdy jest dla mnie bardzo ważny i za każdy szczerze dziękuję :)
Rozdział VII
Słuchając o 10% szczęścia i 40%
umiejętności, z niechęcią zagłębiła się w szafie, która była prawie jak ta od
Narni- bez dna, bo zawalona stosem… Wszystkiego. Kartek. Głównie kartek.
Ogromnej, masakrycznej, przytłaczającej ilości luźnych fragmentów papieru, z
których na każdym było coś ważnego i absolutnie potrzebnego na tyle, że nie
można się go było pozbyć. Oprócz tego: zeszyty, notatniki, książki, kalendarze,
pudełeczka, więcej pudełeczek, zagubione kolczyki, inne fragmenty biżuterii,
koraliki, hmm…skarpetka?... Ok, nieważne. Na tym lepiej przestać, zanim
znajdziemy za wiele. Po prostu dużo rzeczy.
Wśród nich, musiała znaleźć notatki
z fizyki którą jak już wiemy „uwielbiała”, a chociaż wiedziała że nie znajdzie
więcej niż kilka ani trochę nierozwiniętych zagadnień i z dwa urwane w pół
polecenia oraz oczywiście masę obrazków niczym nie związanych tym przedmiotem.
***
Po kilku minutkach… No dobra, może
kilkunastu, znalazła trochę (jakimś szalonym cudem) notatek i zadań, zaczęła je przeglądać,
czytać i co tam można próbować robić przygotowując się do egzaminu ze
znienawidzonego przedmiotu. Cały czas oczywiście towarzyszyła jej muzyka ze
słuchawek na maksymalnej głośności. Właśnie… Na maksymalnej? Wydawało jej się trochę
za cicho, no ale nic, dalej zajmowała się sobą. Fizyką. Tak, chociaż próbowała
się zająć tą nieszczęsną fizyką. Co z tego że rozpraszało ją wszystko dookoła, przejeżdżające
auta, motyl na kwiatku w oknie, piesek bawiący się piłką i kot ostrzący pazurki
o korę… Jak zwykle interesowało ją wszystko tylko nie to co powinno – jak
przystało na studentkę która ma masę nauki.
Po dłuższym czasu usilnego udawania że robi coś produktywnego, wzięła z półki swój nowy nabytek- Inferno, i nie namyślając się długo, zanurzyła się w swoim ukochanym fotelu przy oknie, przez które wiosną wpadała symfonia zapachów kwitnących wiśni, oraz kompozycja upojnych hiacyntów oraz bzu, które przyjemnie drażniły nozdrza… Starała się, aby pod jej oknem o niemal każdej porze roku była rabatka z aktualnie kwitnącymi kwiatami. Mimo że sama nie przepadała za bawieniem się w ziemi, sadzeniu kolejnych cebulek i wyrywaniu chwastów, babcia zaraziła ja miłością do kwiatów.
Uwielbiała upajać się ich zapachem który zawsze ją uspokajał i przyjemnie
łaskotał w gardło. Kochała patrzeć na ich delikatne płatki, tak wrażliwe na
krople deszczu, drgające przy nawet najlżejszym wietrze, ale wychylające swe
drobne kwiatowe buzie w stronę słońca, aby rozkwitnąć i nasączyć się pięknymi
urzekającymi barwami. Obok okna miała krzew bzu, o który dzielnie walczyła trzy
lata. Kwiaty bzu były jej ulubionymi, głównie ze względu na pełne pęki drobnych
kwiatuszków, każdy osobno był niedostrzegalny na połaci zieleni, nie można
poczuć jego zapachu, bo sam nic nie znaczy. Jednak gdy jest ich setka,
przyciągają wzrok, zachwycają oko oraz intrygują zapachem, który jest niesamowicie intensywny
i hipnotyzujący. Uwielbiała go. Dlatego zrobiła wszystko aby przekonać matkę,
która uważała że "ten krzaczor będzie tylko zabierał wodę i inne składniki dla
pozostałych kwiatów, i taki chochoł nie jest jej na nic potrzebny” Ale teraz, na szczęście, mogła upajać
się zapachem i podziwiać piękne białe oraz lila kwiaty, a zimą mogła dokarmiać
biedne zmarznięte sikorki oraz gile, które szukały schronienia i pożywienia.
I teraz, w trakcie wiosennego, majowego popołudnia,
mogła delektować się tym cudem natury, czytaniem nowej świetnej książki, razem
z muzyką… Zasadniczo ciekawe jak ona to łączyła, w każdym razie jej ulubionym
sposobem na czytanie, było czytanie przy muzyce. Obecnie akurat słyszała słowa
że to nie jest jej czas**, ale nie wsłuchiwała się w to, za to zagłębiła się w
historię Langdona który próbował przywrócić sobie pamięć, aby uratować życie tysięcy ludzi.
Jak to błaho brzmi. Prawie jak w stylu
amerykańskich filmów, i pewnie by tak było, gdyby główny bohater nie kierował
się wskazówkami z "Boskiej Komedii" Dantego, i przy okazji nie ścigałby go ktoś kto chce go zabić, a on nagle staje
się złodziejem bezcennego przedmiotu i nawet nie ma o tym pojęcia. Cóż, jakby
nie patrzeć- powieść genialna. Myślisz że wiesz co się stanie, już zdajesz
sobie sprawę co się właściwie dzieje na wszystkich płaszczyznach czasowych, gdy nagle
BANG! I obrót o 180 stopni, a ty dowiadujesz się wszystkiego od nowa.
W pewnym momencie zorientowała się że coś zaburzyło jej harmonię czytania połączoną z rockowymi akordami, przez które zaczęły przebijać się też inne dźwięki. Próbowała pogłośnić muzykę, lecz bezskutecznie. Mimo ogólnego zdziwienia, dalej próbowała czytać całkowicie koncentrując się na tekście, jednak przebijające się, coraz głośniejsze uporczywe dźwięki nie dawały jej spokoju. Dokładnie wiedziała co one oznaczają jednak nie chciała o tym myśleć ani się zastanawiać. Mimo że udawało rozluźnioną, i taka właśnie chciała być jej usta powoli zaczęły się zaciskać w cienką kreskę, co oznaczało irytację i poddenerwowanie. Jednak wzięła głęboki, uspokajający oddech, wypowiadając to co kłębiło się w jej głowie niczym mantrę.
- To nie twoja sprawa…. Nic cię to nie obchodzi… To nie twoja sprawa…
Wstała z fotela, aby się poprawić, pociągnęła niechcący za kabel od słuchawek, które spadły z uszy, uderzając o podłogę, jednak nieciekawie zgrało się to z brzdękiem szkła tłuczonego o twardą powierzchnię piętro niżej. Ten zaś dźwięk mieszał się ze skrzeczącym głosem rozgorączkowanej kobiety… Którą słyszała chyba cała okolica…
-… WIECZNIE BYŁO TAK SAMO! NIGDY O MNIE NIE DBAŁEŚ, BYŁAM TYLKO PIĄTYM KOŁEM U WOZU KTÓRY GNAŁ DO TWOJEJ WSPANIAŁEJ KARIERY!!! PRZEZ TYLE LAT ANI RAZU NIE POCZUŁAM SIĘ DOCENIONA, NIE USŁYSZAŁAM OD CIEBIE ANI JEDNEGO DOBREGO SŁOWA! ...
Victoria może i miała anielską cierpliwość, ale nawet ona miała kiedyś swój kres… Czując jak wszystko w niej buzuje, żołądek z nerwów podnosi się do gardła, płuca wypełnia spazmatyczny oddech, a ręce zaczynają się trząść, powoli wstała zaciskając powieki, jakby naiwnie myślała że dzięki temu to wszystko się skończy, nagle nastanie cisza i nie będzie musiała wysłuchiwać tych wrzasków z dołu. Nieświadomie zacisnęła drobną dłoń na ołówku i skierowała się w stronę zamkniętych drzwi swojego pokoju, następnie idąc do końca korytarza aby zejść bo krętych schodach, gdy jej myśli wciąż były zagłuszane przez żenujące wrzaski jej niestabilnej życiowo i emocjonalnie mamuśki.
-CZY TY KIEDYKOLWIEK POMYŚLAŁEŚ ŻE JA TEŻ CHCIAŁABYM BYĆ KIMŚ?! ŻE TEŻ MAM PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ I POMYSŁ NA ŻYCIE? A MOŻE NIGDY NIE WPADŁO CI DO TWOJEJ MAŁEJ ŁYSEJ GŁÓWKI ŻE NIE CHCIAŁABYM WIECZNIE TYRAĆ W CHOLERNEJ FABRYCE SZKŁA PAKUJĄC NA ZMIANĘ LITERATKI I KIELISZKI?! NIE, BO POCO?! GDY MOGŁAM OSIĄGNĄĆ WSZYSTKO, POJAWIŁEŚ SIĘ TY I SPŁODZIŁEŚ TĘ NIEWDZIĘCZNĄ GÓWNIARĘ, KTÓREJ NIGDY NIE CHCIAŁAM!
Tak. W tym momencie w drzwiach stanęła Vica, patrząc na matkę z nienawiścią, która tworzyła wybuchową mieszankę z niedowierzaniem i obrzydzeniem. Zawsze wiedziała że może matka nie jest do końca z niej dumna, zadowolona i pewnie chciałaby w niej zmienić kilka rzeczy, ale nigdy nie pomyślałaby że jej własna matka mogłaby się jej wyrzec. Co najlepsze? Naomi w chwili wypowiadania tych słów była całkowicie świadoma że córka patrzy jej teraz prosto w oczy z gorejącym wyrzutem. Wtedy z pełną świadomością swej wredoty, mimo że wcześniej nie zamierzała wypowiedzieć tych słów, wypluła je z siebie jak żmija z jadowitym uśmieszkiem. Dla Toma była to kropla która przepełniła czarę. Nie zastanawiając się co robi, podskoczył z fotela, (którego do tej pory trzymał się niemal kurczowo) jak oparzony, i spojrzeniem które mogłoby topić skały, spojrzał oskarżycielsko na żonę, wskazując na nią palcem, (ba, prawie wbijając go jej w pierś) drżącym nerwowo. W tym momencie miał już dość, dość tych wszystkich lat, które były pełne pustych oskarżeń i wyrzutów każdego ranka i wieczoru. Codziennie docierało do niego że nie ważne kim był dla znajomych i w życiu zawodowym, dla swojej ‘wybranki’ zawsze był tylko kimś, kim można było wytrzeć podłogę po nieudanym dniu, lub zawołać kolejną dawkę pieniędzy na zakupy, które miały chociaż w drobnej namiastce zrekompensować rzekomo zrujnowane życie Naomi. Jednak przez 21 lat siedział cicho, pracował, przychodził, wysłuchiwał awantur, płacił. Nie miał z życia nic. Chciał, aby chociaż raz jego cudowna córka poczuła się doceniona, wiedział że trzyma razem z nią, myśli to co ona. Pragnął aby Victoria miała normalny dom, normalną matkę, która po jej powrocie ze szkoły spyta: Co w szkole kochanie? Zjesz obiad?
I w końcu on sam pragnął mieć kochającą kobietę do której mógłby się przytulić wieczorem, wypić lampkę wina, czy wyjść w weekend na kolację.
Te wszystkie emocje przelały się
teraz przez niego niczym fala tsunami przez bezbronną wyspę, porywając wszystko
co dobre a zostawiając pustkę, złość, bezsilność i pragnienie zemsty na
żywiole, świecie, ludziach, kimkolwiek. Cała siła woli i spokój jaki w sobie
wypracował przez te wszystkie lata nagle zniknęły, pękły jak bańka na wietrze
nie zostawiając po sobie śladu. Był wściekły jak nigdy w życiu. Nigdy do nikogo
nie czuł takiej nienawiści i pragnienia zemsty. Naomi mogła wieszać na nim psy,
wyzywać go, męczyć swymi wyrzutami czy robić awantury. Ale nie pozwoli obrażać
swojej jedynej córki…. Nie miał zamiaru krzyczeć. Kłócić się.
Krzyk jest oznaką bezsilności.
Od zawsze to wiedział. Zgniatając ją swoim spojrzeniem powiedział spokojnym, niskim tonem:
Krzyk jest oznaką bezsilności.
Od zawsze to wiedział. Zgniatając ją swoim spojrzeniem powiedział spokojnym, niskim tonem:
- Powiedz jeszcze jedno słowo. A
pożałujesz.
-A co ty mi możesz zrobić!? Myślisz
że masz na…
-Zamknij się. Skończyłem temat.
-Zamknij się. Skończyłem temat.
Odwrócił się szybko na pięcie i
podszedł do wciąż osłupiałej Victorii, która miała łzy w oczach. Podszedł,
przytulił ją ciepło szepcząc do ucha
-Spokojnie skarbie. Teraz już będzie dobrze, nie pozwolę jej powiedzieć na ciebie ani jednego złego słowa, nie ma takiego prawa, jak to mówiła twoja babcia: „ Skończyło się dziadom wesele”. -Mówiąc to puścił jej oczko i uśmiechnął się zadziornie.
Na wspomnienie babci wymachującej tłuczkiem do ziemniaków na psy i kociaka plączących się wokół jej nóg i krzyczącej do nich zaciekle, w oczach Victorii pojawił się drobny błysk, a na ustach widać było zadatek uśmiechu.
-Spokojnie skarbie. Teraz już będzie dobrze, nie pozwolę jej powiedzieć na ciebie ani jednego złego słowa, nie ma takiego prawa, jak to mówiła twoja babcia: „ Skończyło się dziadom wesele”. -Mówiąc to puścił jej oczko i uśmiechnął się zadziornie.
Na wspomnienie babci wymachującej tłuczkiem do ziemniaków na psy i kociaka plączących się wokół jej nóg i krzyczącej do nich zaciekle, w oczach Victorii pojawił się drobny błysk, a na ustach widać było zadatek uśmiechu.
Ojciec pierwszy raz wyraził swoją
opozycję wobec matki. A ona pierwszy raz zaczęła mieć nadzieję że chociaż jeden
z jej problemów zniknie.
Wiedziała jednak że nie przyjdzie to łatwo i że przed nią jeszcze długa droga do osiągnięcia spokoju.