niedziela, 9 marca 2014

Rozdział VII

Witajcie w kolejnym tygodniu przy nowym rozdziale ;) Mam nadzieję że jesteście ciekawi co nowego słychać u Victorii :)
Zachęcam do wyrażania swojej opinii w komentarzach :) - każdy jest dla mnie bardzo ważny i za każdy szczerze dziękuję :) 


Rozdział VII


Słuchając o 10% szczęścia i 40% umiejętności, z niechęcią zagłębiła się w szafie, która była prawie jak ta od Narni- bez dna, bo zawalona stosem… Wszystkiego. Kartek. Głównie kartek. 
Ogromnej, masakrycznej, przytłaczającej ilości luźnych fragmentów papieru, z których na każdym było coś ważnego i absolutnie potrzebnego na tyle, że nie można się go było pozbyć. Oprócz tego: zeszyty, notatniki, książki, kalendarze, pudełeczka, więcej pudełeczek, zagubione kolczyki, inne fragmenty biżuterii, koraliki, hmm…skarpetka?... Ok, nieważne. Na tym lepiej przestać, zanim znajdziemy za wiele. Po prostu dużo rzeczy. 
Wśród nich, musiała znaleźć notatki z fizyki którą jak już wiemy „uwielbiała”, a chociaż wiedziała że nie znajdzie więcej niż kilka ani trochę nierozwiniętych zagadnień i z dwa urwane w pół polecenia oraz oczywiście masę obrazków niczym nie związanych  tym przedmiotem

***

Po kilku minutkach… No dobra, może kilkunastu, znalazła trochę (jakimś szalonym cudem)  notatek i zadań, zaczęła je przeglądać, czytać i co tam można próbować robić przygotowując się do egzaminu ze znienawidzonego przedmiotu. Cały czas oczywiście towarzyszyła jej muzyka ze słuchawek na maksymalnej głośności. Właśnie… Na maksymalnej? Wydawało jej się trochę za cicho, no ale nic, dalej zajmowała się sobą. Fizyką. Tak, chociaż próbowała się zająć tą nieszczęsną fizyką. Co z tego że rozpraszało ją wszystko dookoła, przejeżdżające auta, motyl na kwiatku w oknie, piesek bawiący się piłką i kot ostrzący pazurki o korę… Jak zwykle interesowało ją wszystko tylko nie to co powinno – jak przystało na studentkę która ma masę nauki. 

Po dłuższym czasu usilnego udawania że robi coś produktywnego, wzięła z półki swój nowy nabytek- Inferno, i  nie namyślając się długo, zanurzyła się  w swoim ukochanym fotelu przy oknie, przez które wiosną wpadała symfonia zapachów kwitnących wiśni,  oraz kompozycja upojnych hiacyntów oraz bzu, które przyjemnie drażniły nozdrza… Starała się, aby pod jej oknem o niemal każdej porze roku była rabatka z aktualnie kwitnącymi kwiatami. Mimo że sama nie przepadała za bawieniem się w ziemi, sadzeniu kolejnych cebulek i wyrywaniu chwastów, babcia zaraziła ja miłością do kwiatów. 
Uwielbiała upajać się ich zapachem który zawsze ją uspokajał i przyjemnie łaskotał w gardło. Kochała patrzeć na ich delikatne płatki, tak wrażliwe na krople deszczu, drgające przy nawet najlżejszym wietrze, ale wychylające swe drobne kwiatowe buzie w stronę słońca, aby rozkwitnąć i nasączyć się pięknymi urzekającymi barwami. Obok okna miała krzew bzu, o który dzielnie walczyła trzy lata. Kwiaty bzu były jej ulubionymi, głównie ze względu na pełne pęki drobnych kwiatuszków, każdy osobno był niedostrzegalny na połaci zieleni, nie można poczuć jego zapachu, bo sam nic nie znaczy. Jednak gdy jest ich setka, przyciągają wzrok, zachwycają oko oraz intrygują  zapachem, który jest niesamowicie intensywny i hipnotyzujący. Uwielbiała go. Dlatego zrobiła wszystko aby przekonać matkę, która uważała że "ten krzaczor będzie tylko zabierał wodę i inne składniki dla pozostałych kwiatów, i taki chochoł nie jest jej na nic potrzebny”  Ale teraz, na szczęście, mogła upajać się zapachem i podziwiać piękne białe oraz lila kwiaty, a zimą mogła dokarmiać biedne zmarznięte sikorki oraz gile, które szukały schronienia i pożywienia.
I teraz,  w trakcie wiosennego, majowego popołudnia, mogła delektować się tym cudem natury, czytaniem nowej świetnej książki, razem z muzyką… Zasadniczo ciekawe jak ona to łączyła, w każdym razie jej ulubionym sposobem na czytanie, było czytanie przy muzyce. Obecnie akurat słyszała słowa że to nie jest jej czas**, ale nie wsłuchiwała się w to, za to zagłębiła się w historię Langdona który próbował przywrócić sobie pamięć, aby  uratować życie tysięcy ludzi.
 Jak to błaho brzmi. Prawie jak w stylu amerykańskich filmów, i pewnie by tak było, gdyby główny bohater nie kierował się wskazówkami z "Boskiej Komedii" Dantego, i przy okazji nie ścigałby  go ktoś kto chce go zabić, a on nagle staje się złodziejem bezcennego przedmiotu i nawet nie ma o tym pojęcia. Cóż, jakby nie patrzeć- powieść genialna. Myślisz że wiesz co się stanie, już zdajesz sobie sprawę co się właściwie dzieje na wszystkich płaszczyznach czasowych, gdy nagle BANG! I obrót o 180 stopni, a ty dowiadujesz się wszystkiego od nowa.

W pewnym momencie zorientowała się że coś zaburzyło jej harmonię czytania połączoną z rockowymi akordami, przez które zaczęły przebijać się też inne dźwięki. Próbowała pogłośnić muzykę, lecz bezskutecznie. Mimo ogólnego zdziwienia, dalej próbowała czytać całkowicie koncentrując się na tekście, jednak przebijające się, coraz głośniejsze uporczywe dźwięki nie dawały jej spokoju. Dokładnie wiedziała co one oznaczają jednak nie chciała o tym myśleć ani się zastanawiać. Mimo że udawało rozluźnioną, i taka właśnie chciała być jej usta powoli zaczęły się zaciskać w cienką kreskę, co oznaczało irytację i poddenerwowanie. Jednak wzięła głęboki, uspokajający oddech, wypowiadając to co kłębiło się w jej głowie niczym mantrę.
- To nie twoja sprawa…. Nic cię to nie obchodzi…  To nie twoja sprawa…
 Wstała z fotela, aby się poprawić, pociągnęła  niechcący za kabel od słuchawek, które spadły z uszy, uderzając o podłogę, jednak nieciekawie zgrało się to z brzdękiem szkła tłuczonego o twardą powierzchnię piętro niżej. Ten zaś dźwięk mieszał się ze skrzeczącym głosem rozgorączkowanej kobiety… Którą słyszała chyba cała okolica…
-… WIECZNIE BYŁO TAK SAMO! NIGDY O MNIE NIE DBAŁEŚ, BYŁAM TYLKO PIĄTYM KOŁEM U WOZU KTÓRY GNAŁ DO TWOJEJ WSPANIAŁEJ KARIERY!!! PRZEZ TYLE LAT ANI RAZU NIE POCZUŁAM SIĘ DOCENIONA, NIE USŁYSZAŁAM OD CIEBIE ANI JEDNEGO DOBREGO SŁOWA! ...
Victoria może i miała anielską cierpliwość, ale nawet ona miała kiedyś swój kres… Czując jak wszystko w niej buzuje, żołądek z nerwów podnosi się do gardła, płuca wypełnia spazmatyczny oddech, a ręce zaczynają się trząść, powoli wstała zaciskając powieki, jakby naiwnie myślała że dzięki temu to wszystko się skończy, nagle nastanie cisza i nie będzie musiała wysłuchiwać tych wrzasków z dołu. Nieświadomie zacisnęła drobną dłoń na ołówku i skierowała się w stronę zamkniętych drzwi swojego pokoju, następnie idąc do końca korytarza aby zejść bo krętych schodach, gdy jej myśli wciąż były zagłuszane przez żenujące wrzaski jej niestabilnej życiowo i emocjonalnie mamuśki. 

-CZY TY KIEDYKOLWIEK POMYŚLAŁEŚ ŻE JA TEŻ CHCIAŁABYM BYĆ KIMŚ?! ŻE TEŻ MAM PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ I POMYSŁ NA ŻYCIE? A MOŻE NIGDY NIE WPADŁO CI DO TWOJEJ MAŁEJ ŁYSEJ GŁÓWKI ŻE NIE CHCIAŁABYM WIECZNIE TYRAĆ W CHOLERNEJ FABRYCE SZKŁA PAKUJĄC NA ZMIANĘ LITERATKI I KIELISZKI?! NIE, BO POCO?! GDY MOGŁAM OSIĄGNĄĆ WSZYSTKO, POJAWIŁEŚ SIĘ TY I SPŁODZIŁEŚ TĘ NIEWDZIĘCZNĄ GÓWNIARĘ, KTÓREJ NIGDY NIE CHCIAŁAM! 

Tak. W tym momencie w drzwiach stanęła Vica, patrząc na matkę z nienawiścią, która tworzyła wybuchową mieszankę z niedowierzaniem i obrzydzeniem. Zawsze wiedziała że może matka nie jest do końca z niej dumna, zadowolona i pewnie chciałaby w niej zmienić kilka rzeczy, ale nigdy nie pomyślałaby że jej własna matka mogłaby się jej wyrzec. Co najlepsze? Naomi w chwili wypowiadania tych słów była całkowicie świadoma że córka patrzy jej teraz prosto w oczy z gorejącym wyrzutem. Wtedy z pełną świadomością swej wredoty, mimo że wcześniej nie zamierzała wypowiedzieć tych słów, wypluła je z siebie jak żmija z jadowitym uśmieszkiem. Dla Toma  była to kropla która przepełniła czarę. Nie zastanawiając się co robi, podskoczył z fotela, (którego do tej pory trzymał się niemal kurczowo) jak oparzony, i spojrzeniem które mogłoby topić skały, spojrzał oskarżycielsko na żonę, wskazując na nią palcem, (ba, prawie wbijając go jej w pierś) drżącym nerwowo. W tym momencie miał już dość, dość tych wszystkich lat, które były pełne pustych oskarżeń i wyrzutów każdego ranka i wieczoru. Codziennie docierało do niego że nie ważne kim był dla znajomych i w życiu zawodowym, dla swojej ‘wybranki’ zawsze był tylko kimś, kim można było wytrzeć podłogę po nieudanym dniu, lub zawołać kolejną dawkę pieniędzy na zakupy, które miały chociaż w drobnej namiastce zrekompensować rzekomo zrujnowane życie Naomi. Jednak przez 21 lat siedział cicho, pracował, przychodził, wysłuchiwał awantur, płacił. Nie miał z życia nic. Chciał, aby chociaż raz jego cudowna córka poczuła się doceniona, wiedział że trzyma razem z nią, myśli to co ona. Pragnął aby Victoria miała normalny dom, normalną matkę, która po jej powrocie ze szkoły spyta: Co w szkole kochanie? Zjesz obiad?
I w końcu on sam pragnął mieć kochającą kobietę do której mógłby się przytulić wieczorem, wypić lampkę wina, czy wyjść w weekend na kolację. 

Te wszystkie emocje przelały się teraz przez niego niczym fala tsunami przez bezbronną wyspę, porywając wszystko co dobre a zostawiając pustkę, złość, bezsilność i pragnienie zemsty na żywiole, świecie, ludziach, kimkolwiek. Cała siła woli i spokój jaki w sobie wypracował przez te wszystkie lata nagle zniknęły, pękły jak bańka na wietrze nie zostawiając po sobie śladu. Był wściekły jak nigdy w życiu. Nigdy do nikogo nie czuł takiej nienawiści i pragnienia zemsty. Naomi mogła wieszać na nim psy, wyzywać go, męczyć swymi wyrzutami czy robić awantury. Ale nie pozwoli obrażać swojej jedynej córki…. Nie miał zamiaru krzyczeć. Kłócić się.
Krzyk jest oznaką bezsilności.
Od zawsze to wiedział. Zgniatając ją swoim spojrzeniem powiedział spokojnym, niskim tonem:
- Powiedz jeszcze jedno słowo. A pożałujesz.
-A co ty mi możesz zrobić!? Myślisz że masz na…
-Zamknij się. Skończyłem temat.
Odwrócił się szybko na pięcie i podszedł do wciąż osłupiałej Victorii, która miała łzy w oczach. Podszedł, przytulił ją ciepło szepcząc do ucha
-Spokojnie skarbie. Teraz już będzie dobrze, nie pozwolę jej powiedzieć na ciebie ani jednego złego słowa, nie ma takiego prawa, jak to mówiła twoja babcia: „ Skończyło się dziadom wesele”. -Mówiąc to puścił jej oczko i uśmiechnął się zadziornie.
Na wspomnienie babci wymachującej tłuczkiem do ziemniaków na psy i kociaka plączących się wokół jej nóg i krzyczącej do nich zaciekle, w oczach Victorii pojawił się drobny błysk, a na ustach widać było zadatek uśmiechu.
Ojciec pierwszy raz wyraził swoją opozycję wobec matki. A ona pierwszy raz zaczęła mieć nadzieję że chociaż jeden z jej problemów zniknie. 
 Wiedziała jednak że nie przyjdzie to łatwo i że przed nią jeszcze długa droga do osiągnięcia spokoju. 




** 3 Doors down- It's not my time
http://www.youtube.com/watch?v=qpfhcljJ9bQ

niedziela, 2 marca 2014

Liebster Blog Award

Kochani, witajcie ponownie! ;)
Zostałam nominowana do mojego pierwszego LBA przez Patrycję z http://przeciezkiedysmusibycdobrze.blogspot.com/ :)
I niezmiernie się cieszę z tego powodu ^^A co to LBA ?


„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”

Oto moje odpowiedzi na pytania Pati :) 

1.Czym się interesujesz?
Lubię pisać opowiadania, wiersze, uwielbiam tańczyć oraz czytać książki. No i kocham muzykę. 

2.Jak spędzasz wolny czas?
Zazwyczaj go nie mam, ale jeśli już to gubię się w internetach, lub po prostu czytam coś miłego przy kawie.
3.Dlaczego postanowiłaś prowadzić bloga?
Stwierdziłam, że nie ma dalej sensu pisać do szuflady, a do bloga namówili mnie chłopak oraz przyjaciel, których serdecznie pozdrawiam <3
4. Od kiedy prowadzisz?
Niedługo, troszkę ponad miesiąc
5.Co chciałabyś zmienić w otaczającym Cię społeczeństwie?
Najbardziej chyba postawy ludzi wobec innych. Ich chamskość i dwulicowość.
6.Jakiego rodzaju muzyki słuchasz?

Głównie rocka, ale słucham też innych gatunków.
7.Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Oprócz pisania, moją drugą pasją jest gotowanie i właśnie tym chcę się zajmować.
8.Jakie jest twoje najskrytsze marzenie?
Chyba wydanie książki z prawdziwego zdarzenia :)
9.Jakie masz plany na wakacje 2014?
Będę się grzać w słoneczku słonecznej Italii razem z ukochanym <3
10.Czy masz zwierzaka?
Nie jednego ;) Mój kochany piesek- Klusek, dwa chomiki- Chuck i Norris, oraz obecnie w pokoju również żółwia mojego chłopaka- Tipusia :3
11.Co cię najbardziej irytuje?
Tak wiele rzeczy że nie jestem w stanie wymienić :D

Nominuję tylko te blogi, które znam i wiem że są ciekawe i w jakiejś mierze pożyteczne, więc nie będzie ich 11 tylko 5 ^^ Znam je i mogę polecić :)

1.http://enviaczek.blogspot.com/
2.http://ksiazkostrefa.blogspot.com/
3.http://otulona-zapachem.blogspot.com/

4. http://moje-sos.blogspot.com/
5.http://rainbowart-handmade.blogspot.com/

Pytania:
1.Twoje ulubione jedzenie?
2.Co skłoniło cię do pisania bloga?
3.Ulubiona książka?
4.Jaka jest twoja pasja?
5.Co denerwuje cię w ludziach?




Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam <3

sobota, 1 marca 2014

Rozdział VI

Witajcie po kolejnym tygodniu ;) U mnie był on bardzo pracowity, jednak znalazłam chwilkę (dosyć długą) aby zmienić wygląd bloga ;) Mam nadzieję że wam się podoba :)
Tak samo jak kolejny rozdział, który za chwilkę przeczytacie :) Dzisiaj troszkę spokojniejszy, ale dość przyjemny ;)

Chciałam jeszcze podziękować za każdy miły komentarz jakim mnie darzycie, każdy sprawia mi ogromną przyjemność, ponieważ zwyczajnie cieszy mnie że ktoś docenia mój wysiłek i mu się to podoba :) No i jednocześnie motywują do dalszego pisania :)

A teraz już ---> Enjoy ^^



Rozdział VI



Nie można zrobić nic. Absolutnie nic. To nieuniknione fatum. W śnie to nie ‘ktoś’ uratował Ritę i wezwał pogotowie by zawiozło ją do szpitala. To ona to zrobiła. Pies nie uciekł bo wystraszył się syreny jakiejś straży. Uciekł bo wystraszył się straży którą ONA wezwała, do stłuczki spowodowanej przez NIĄ… Jakby wszystko co skrupulatnie zaplanowała i kilkukrotne Zmienianie decyzji w ciągu dnia, razem z warunkami pogodowymi, odpowiedzią Rity i całą resztą były z góry ustalone, bez możliwości zmian… Przecież Victoria mogła postąpić inaczej, a jednak tego nie zrobiła. Stało się to co miało się stać. To nieuniknione. 

Jakoś dowlekła się do domu, weszła tylnym wejściem, wczołgała się po schodach i padła na łóżko, rano obudziły ją krzyki jakże kochanych rodziców i policjant w drzwiach, wszystko na temat jej rozbitego auta porzuconego na środku drogi. Nie byli zachwyceni gdy zobaczyli ją rano całą umazaną w krwi, ale to ich problem. Nie chciała tego pamiętać.

 ***

Słońce już zachodziło za horyzont, a drobna dziewczyna siedziała na skarpie rozmyślając nad kalejdoskopem życia. Po wszystkich staraniach okazuje się co? Wcale nie mamy na nie wpływu, na to co nas otacza, na nic. Wszystko to jedna wielka z góry zaplanowana farsa, jak scenariusz dobrego filmu pełnego zwrotów akcji, śmierci drugoplanowych bohaterów oraz odwagi i ofiarności tych pierwszych, którzy zawsze pozostaną najbardziej doskonali i nienaruszeni mimo że niczym sobie na to nie zasłużyli. Tak. Dokładnie tak wygląda życie.
***

Przepełniona obojętnością, siedziała wpatrując się w zachwycający krajobraz. Kratę pól widoczną z oddali, ptaki wijące w pośpiechu swoje gniazda. Tuż przed nią widniała jeszcze nie koszona w tym roku łąka, drobne motylki przeskakujące z jednego kwiatu na drugi. Upajając się ich zapachem, próbowała uchwycić wiatr, poruszający łagodnie listkami drzew, przyprawiający osikę o drżenie dodający chłodu w czasie upałów, wpadający figlarnie przez uchylone okno, i poruszając firanką rozsiewając po pokoju cudowny zapach wiosny… Możemy go poczuć, lecz koniec końców zawsze będzie nieuchwytny, zobaczyć możemy tylko jego dzieła. Tak, wiatr jest cudownym zjawiskiem, ale tylko wtedy gdy nie powoduje huraganów, nie przyciąga ciemnych chmur, nie łamie gałęzi, które zabijają ludzi i spadają na jadące auta… 
      Ale to nie wiatr jest zły. Wszystko, co choć raz spowoduje coś dobrego, jest dobrym… Jednak nie w nadmiarze.  W nadmiarze nawet coś najbardziej pięknego i dobrego będzie destrukcyjne. Życiodajna woda o zbyt dużej sile w zbyt dużej ilości utopi nas, zabije w najgorszy możliwy sposób odcinając dopływ powietrza.  Dzięki powietrzu oddychamy, żyjemy, możemy rozniecać ogień, ale powietrze to niszczycielskie huragany,które rujnują życie tysięcy, o ile nie milionów ludzi rocznie. Ogień zaś daje nam ciepło i ukojenie, ogień to światło, ale przecież nikt nie chciałby mieć z nim styczności w nadmiarze, przykładowo  podczas pożaru dorobku całego naszego życia… A czymże byłoby życie w mroku?... Bez energii świetlnej życie byłoby niemożliwe, żadne gatunki na ziemi nie mogłyby przetrwać… Jednak nawet gdy słońce pośle nam za mocny blask prosto w oczy, zwyczajnie nas oślepi, i pozbawi możliwości reakcji. 
    Taak… Wszystko w naturze ma swoją dobrą i niszczycielską stronę, i jak ktoś kiedyś powiedział co za dużo to nie zdrowo i to absolutnie święta prawda. Dotyczy  to też wiedzy i poznania. Człowiekowi nie jest dane wiedzieć wszystkiego i dzięki temu żyje w nieświadomości ale za to szczęśliwie. Niestety nie wszystkim zostało to dane.

Spędziła jeszcze trochę czasu wpatrując się w piękne lekko zachmurzone niebo, była świadoma samej siebie, czuła krew płynącą w żyłach, która za każdym skokiem ciśnienia szumiała jej w uszach, gdy przypominała sobie te wszystkie dziwne zjawiska.  Słyszała dudniące głucho serce które wyznaczało rytm jej istnienia… Czasem chciała żeby zamilkło… ucichło na zawsze i pozostawiło za sobą długą prostą linię, bez drgań i zakrętów ukazujących koleje i niespodzianki dane nam przez życie. Ale co by to dało? Absolutnie nic. Chyba jedynie satysfakcję niektórych osób którzy nie mogli znieść jej obecności, a tego oczywiście by nie chciała. Ona w ogóle niewiele chciała… Nie miała wiele marzeń oprócz tych, o których wiedziała że i tak się nie spełnią. Hah. Igraszka losu.
     Oprócz tego, chciała tylko zrozumieć siebie. Zrozumieć to co wie. W jakim celu jest jej to dane. Dlaczego akurat jej. Więcej. Ma więcej od życia i to w zupełnie innym kierunku niż by tego sobie mogła zażyczyć, chyba nie tylko ona, no bo kto chciałby na przestrzeni kolejnych tygodni obserwować śmierć kolejnych osób?
Próbując wyrwać się z kłębów tych okropnych myśli, wstała i zaczęła podążać w stronę domu rozmyślając o czekającym ją kolokwium z fizyki, której z całego serca nie cierpiała… Fizyka sama w sobie jest interesująca, wszystkie wzajemne oddziaływania jakie nas otaczają, to że wszystko funkcjonuje w należytym porządku jest fascynujące… Jednak niekoniecznie takie są wzory i zadania absolutnie nie przydające się w codziennym życiu, rozwiązujące nieistniejące problemy, stworzone na potrzeby wymyślnych testów, które tylko dręczą biednych studentów niesypiających po nocach: to jednak daje przykrą satysfakcję profesorom tego dualistycznego przedmiotu.
-Mechanika kwantowa. Coś wspaniałego, doprawdy.-Prychnęła ironicznie pod nosem.  Rozejrzała się jeszcze raz dookoła i przyspieszyła kroku, bo irracjonalnie dopiero teraz uświadomiła sobie jak daleko zawędrowała, a w domu przecież (niestety) czekała ją masa pracy.



Gdy otwierała furtkę od swojego podwórka słońce zaczęło zachodzić za horyzont, tworząc wielobarwną kaskadę promieni, osiadających na kłębiastych chmurach, jednak to ani trochę nie przyciągnęło jej uwagi mimo że miała przecież duszę wrażliwą na otaczające ją piękno. Gdy przeszła przez wejście zamykając za sobą furtkę, poczuła dziwny ucisk w brzuchu, dziwne przeczucie które prześladowało ją za każdym razem gdy miało wydarzyć się coś nieprzyjemnego. Taka swoista intuicja w innym wydaniu. Gdy podeszła do drzwi głównych okazało się dlaczego. Wykrzywiła usta w grymasie słysząc co się dzieje wewnątrz, wiedząc że musi tam wejść. Okno było lekko uchylone i oczywiście już słyszała jakże pieszczące uszy wyzwiska kierowane w stronę jej ojca. Miała nadzieję wejść po cichutku i oczywiście zostać niezauważona, jak to zwykły robić dziewczyny w jej wieku chcące uniknąć udziału w takiej awanturze. I… niesamowite, udało się jej. Matka była tak zaabsorbowana wymyślaniem nowych, coraz bardziej oryginalnych wyzwisk i bluzganiem nimi z krzywą satysfakcją, że nawet nie zauważyła wchodzącej do domu córki. Ojciec zaś z zaciętym wyrazem twarzy zużywał całą swoją energią na wpatrywanie się na włączony telewizor, ale z całą pewnością nawet nie był świadomy na co patrzy- a mianowicie była to reklama siusiającej lalki. Strasznie zajmujące. Po prostu skupiał się aby nie odpowiadać na bluzgi z takim zaangażowaniem jak jego ‘żona’ bo wiedział że to mogłoby się źle skończyć. A raczej- właśnie tak by się to skończyło.

Ruda więc przemknęła niezauważona i szybko wbiegła po schodach zamykając się w swoim pokoju. Nic ją nie obchodziły te kłótnie, Od kilku lat przestała się w to wszystko wtrącać, miała po prostu nadzieję że ta para w końcu się rozwiedzie bo to nigdy nie było normalne małżeństwo, takie które kłóci się od czasu do czasu, ani takie które kłóci się bez przerwy. To po prostu nigdy nie była normalna para. Ślub był wzięty z przymusu, a raczej z jednego małego powodu który urodził się 6 miesięcy po tym ‘spontanicznym’ wydarzeniu.

 Nie myśląc o tym ponownie- założyła na uszy słuchawki które zawsze pomagały jej w takiej sytuacji, One nie tylko odcinały jej dopływ niepowołanych dźwięków, ale też pozwalały jej się wyciszyć wewnętrznie. A konkretniej nie same słuchawki oczywiście, a muzyka która z nich płynęła… Pozwalała odbiorcy przenieść się w inny świat. Mimo że tak ją kochała, nie potrafiła nigdy odpowiedzieć komukolwiek na pytanie typu: „Jakiej muzyki słuchasz?”, „O, fajny kawałek, to twój ulubiony gatunek?”, a albo: „Ej a jaki jest w ogóle twój ulubiony zespół?” Boże, jak można być takim ignorantem… Nigdy nie potrafiła się ograniczyć ani do jednego gatunku, ani do gromadki super hiper mega epickich kapel, które były PROO, i broń boże nie waż się powiedzieć na któregokolwiek wokalistę złego słowa, bo łeb urwę bez zastanowienia…. Nie umiała również zrozumieć tych wszystkich słodziasznych dziewczątek które jakże strasznie utożsamiały się ze swoimi ‘muzycznymi bohaterami’, i były skrajnie oburzone, gdy ktoś w ogóle ŚMIAŁ powiedzieć że nie podoba mu się ich singiel.
Vica- jak na tą ‘inną’ przystało- słuchała wszystkiego. ABSOLUTNIE wszystkiego. Rock był jej chyba najbardziej bliski, jednak niektórych wykonawców nie mogła przełknąć, a nawet niektórych piosenek tych zespołów, które lubiła. Uwielbiała również… soundtracki z musicali i filmów. Większości które widziała. Po obejrzeniu filmu po raz n-ty słuchając tylko piosenek odtwarzała sobie w głowie cały film na bieżąco, coś epickiego.
A oprócz tego: reggae, metal, pop, classic, hip-hop, instrumental dubstep…
Więc serio wszystkiego. Oczywiście w tylko jej znanych kryteriach i granicach, które podobno istniały i były nieprzekraczalne. O ile to w ogóle możliwe.

Słuchając o 10% szczęścia i 40% umiejętności*, z niechęcią zagłębiła się w szafie, która była prawie jak ta od Narni- bez dna, bo zawalona stosem… Wszystkiego. Kartek. Głównie kartek. Ogromnej, masakrycznej, przytłaczającej ilości luźnych fragmentów papieru, z których na każdym było coś ważnego i absolutnie potrzebnego na tyle, że nie można się go było pozbyć. Oprócz tego: zeszyty, notatniki, książki, kalendarze, pudełeczka, więcej pudełeczek, zagubione kolczyki, inne fragmenty biżuterii, koraliki, hmm…skarpetka?... Ok, nieważne. Na tym lepiej przestać, zanim znajdziemy za wiele. Po prostu dużo rzeczy. Wśród nich, musiała znaleźć notatki z fizyki którą jak już wiemy „uwielbiała”, a chociaż wiedziała że nie znajdzie więcej niż kilka ani trochę nierozwiniętych zagadnień i z dwa urwane w pół polecenia oraz oczywiście masę obrazków niczym nie związanych  tym przedmiotem.



* Piosenka której słucha Victoria to Fort Minor- Remember the name 
http://www.youtube.com/watch?v=VDvr08sCPOc