czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział III

Witam was po przerwie, internetu w domku wciąż brak, ale udało mi się do niego dorwać aby się z wami podzielić następnym rozdziałem ;) Mam nadzieję że nikt się nie obrazi że tak późno, i że musieliście tak długo czekać... :P Dzisiaj za to oczekiwanie, wrzucam dłuuugi rozdział :)

Enjoy ;)

Pamiętajcie, wena karmi się komentarzami :D



Rozdział III

     Uparcie szła dalej, nieświadomie stawiając kroki coraz szybciej. Nie patrzyła na nikogo. Zbliżała się już do ostatnich domów małego miasteczka w którym mieszkała, za nim rozciągały się malownicze wzgórza, poprzecinane kratą pól w wielu odcieniach złota i soczystej zieleni. Można było z nich podziwiać piękną okolicę. widać było połyskująca niedaleko rzekę, jak srebrną wstęgę przecinającą rzeczywistość. W głowie wciąż przebłyskiwały myśli, wspomnienia związane z tą kobietą, która przed chwilą ją minęła. Margaret. I czym zasłużyła na takie traktowanie? Ile razy zastanawiała się jak ostrzec tych ludzi przed tym co ich czeka? Nawet próbowała… Ale z czym mogła się spotkać w naszych realiach mówiąc coś takiego? Cała ta sytuacja wyglądała groteskowo. A odważyła się odezwać tylko dlatego, że miała do czynienia ze swoją sąsiadką. Co prawda nigdy nie była to miła kobieta, i nigdy za nią nie przepadała, ale miała dość tego co ją spotyka i miała nadzieję, że może wtedy to się skończy, wtedy gdy pomoże komuś uniknąć swojego fatum…
 
   Było to ok półtorej roku wcześniej, na jesień. Obudziła się w środku nocy, zlana potem próbując sobie przypomnieć wszystkie szczegóły snu, który przyprawił ją o dreszcze.

Był późny wieczór, kroczyła pospiesznie chodnikiem do domu. Ale oczywiście nie była sama. Tuż przed nią stąpała Rita, owa sąsiadka której nie znosiła. I zapewne nie dążyły do domu Victorii a owej Rity Minor, która właśnie zerknęła na telefon sprawdzając godzinę. 23.33 16.października. Ruda zdążyła wyłapać ten szczegół. Nagle powiał chłodny wiatr, rzucając pod nogi zeschłe liście i jakieś śmieci. Ten powiew był stanowczo za zimny jak na tę porę roku. Rita opatuliła się swoim szalem przesiąkniętym zapachem mocnych, duszących perfum i podążała dalej tylko przyspieszając kroku. Przechodziły właśnie w niezbyt przyjemnym miejscu- był to zaniedbany odcinek ulicy, ale przecież tak samo często uczęszczanej jak wszystkie inne. Stare lampy od dawna nie naprawiane w większości nie świeciły. Jedna tylko rzucała blade światło na stary przepełniony śmietnik, a druga mrugała złowieszczo… Na poboczu walały się odpadki a na niezagospodarowanym fragmencie działki rosły gęste krzaki. Kiedyś nawet podobno był to ogród, jednak właściciel ziemi zmarł i po ogrodzie zostały tylko gęste zarośla w które nikt nie wchodzi bo zwyczajnie nie ma po co. Czasem tylko pijaczkowie stoją tam, opróżniając kolejne butelki i zaczepiając Bogu ducha winne dziewczyny przechodzące chodnikiem. Tak. Był to niewątpliwie zakątek mroczny. Niegdyś zadbane kwitnące krzewy, teraz suche gęstwiny porastał kłębiący się bluszcz  plącząc się na zmianę z dziką winoroślą, której niebanalnej wielkości liście zakrywały widok na to co się skrywa w tej opuszczonej roślinnej twierdzy.
Wtem, z tych właśnie gąszczy, ni stąd ni zowąd błysnęły złowrogie żółte ślepia. Panna Minor na szczęście tego nie spostrzegła i szła dalej, lecz to spostrzeżenie przypadło Victorii.
      Wzdrygnęła się, i wrosła w ziemię. Zauważyła je a posiadacz oczu na pewno zauważył ją. Były one stanowczo za wysoko by należały do psa. A bynajmniej do psa standardowych rozmiarów. Gały były w nią wlepione i usłyszała gardłowe warczenie… Była pewna, że bydle zaraz się na nią rzuci, lecz nie. Tym razem znów nie chodziło o nią. Nagle gałęzie zarośli rozchyliły się pod wpływem ogromnego cielska psa, który widocznie uchował się tu dziko. Rita usłyszała to, odwróciła się i natychmiast tego pożałowała, bo ten zwierzęcy gladiator nagle zerwał się do biegu i to w jej kierunku… Zapewne od kilku dni nie miał nic w pysku, bo pomimo pokaźnych rozmiarów  był dość wychudzony… Mała chuda kobieta nie miała szans na ucieczkę przed takim potworem, rzuciła się na ziemię skulona w akcie desperacji, osłaniając głowę rękoma. Victoria chciała krzyknąć: „Biegnij! Uciekaj! Ja go czymś zatrzymam!” Lecz głos nie mógł jej się wydostać z gardła, a ciało miała ciężkie jak z ołowiu… Znów była tylko obserwatorem… Tymczasem pies stał nad Ritą, która padła na ziemię dokładnie pod jedyną świecącą lampą w tej ciemnej uliczce, którą nikt o tej porze nie przechodził… Był to upiorny widok. Blade, sączące się światło rzucało na scenerię jeszcze gorszą, mroczną poświatę ukazując jednocześnie liczne blizny nieporośnięte i tak sklejoną sierścią na ciele tego potwora, zdobyte prawdopodobnie w wielu walkach. Z jego wściekłego pyska zwieszały się strąki śliny, a on stał warcząc z najeżoną sierścią, przed biedną trzęsącą się ze strachu kobietą, łkającą w zimny bruk, bojąc się jednak drgnąć lecz w duszy błagając Boga o pomoc.  Warczenie stawało się coraz głośniejsze, wprost głuche, lecz pies nie drgnął… Tak samo jak jego bezbronna ofiara, i było tak do momentu gdy strąk śliny  zmieszanej z pianą z wściekłego pyska kundla nie spadł na odsłonięty policzek kobiety. Nie wytrzymała. Mimo że instynkt podpowiadał inaczej , z jej gardła wydarł się głośny, rozdzierający ciszę niczym sztylet  spazmatyczny krzyk, który było słychać chyba w całym Misseltwait. Rita w jednym ruchu poderwała swe zmartwiałe ze strachu kończyny i rzuciła się do ucieczki, która nie trwała dość długo bo zaledwie ułamek sekundy. Pies jakby tylko na to czekał. Rzucił się na nią całym ciężarem okropnego cielska, przygważdżając przednimi łapami do ziemi. Ofiara nawet nie miała czasu na reakcję lub formę jakiejkolwiek obrony bo  w momencie uderzenia głowy Rity o bruk, bestia z urwanym warknięciem, ohydnie odsłaniając przednie zębiska, zanurzył swe kły w ciepłym delikatnym, kobiecym policzku… Sparaliżowana kobieta zawyła z bólu, tryskająca, spływająca z twarzy krew zmieszała się z błotem, posklejała jeszcze przed chwilą piękne loki Rity zazwyczaj tak zgrabnie opadające na ramiona, teraz będące jedynie jednym splątanym kłakiem. Mimo paraliżującego bólu, słonych łez wypływających niemal strumieniem  do otwartej rany, sprawiających jeszcze większy ból wykorzystała chwilę w której kundel był zajęty pochłanianiem  wyrwanego żywcem jeszcze ciepłego fragmentu jej twarzy i mocnym wybiciem nóg które miała siłę wykonać dzięki zastrzykowi adrenaliny próbowała go z siebie zepchnąć, i może nawet by jej się udało gdyby nie to że pies skończył już swoją przystawkę i miał ochotę na więcej. Wytrąconemu z równowagi psu, wypadł z pyska  poszarpany,   oderwany od całości fragment skóry i spadł na te piękne kształtne usta modelki, zsuwając się po podbródku na szyję zostawiając po sobie krwawy ślad niczym podpis oprawcy. Rita nie mogła nawet otworzyć ust by krzyknąć przez nabrzmiewającą szybko ranę ciągnącą się od lewego oka aż po kącik ust…

Nagle zza zakrętu oślepiając światłami i kogutem na dachu , ogłuszając wyjącym sygnałem wyjechał radiowóz straszy pożarnej bombardując wrażliwe uszy psa syreną alarmową, ten zawył z bólu skulił uszy i uciekł  z powrotem w krzaki wyjąc przeraźliwie  z pyskiem ubrudzonym ludzką krwią. Jednak, mimo że dziewczyna leżała w miejscu oświetlonym jedynym źródłem światła na uliczce, strażacy nie zauważyli skulonej zakrwawionej kobiety leżącej na chodniku, lub może zauważyli, lecz wzięli ją za pijaną ladacznicę jakich wiele i nie zareagowali…  Przejechali, pozostawiając po sobie  nieprzenikniony mrok, cichnący głos sygnału i kompletny brak nadziei na ratunek… Okaleczona Rita leżała targana konwulsjami z bólu, ze spazmatycznym oddechem… Przed oczami miała rosnącą kałużkę jej własnej krwi, która ciągle rosła… Lecz to co widziała powoli zaczęło się rozmywać…Blednąć… Aż w końcu….

   Obudziły ją ostre rażące światła i jakieś przytłumione głosy, nie mogła ich rozróżnić, ani zrozumieć co mówią, nie była w stanie całkiem otworzyć oczu, ani się ruszyć, przez uchylone lekko powieki widziała przemijające kolejno lampy, chyba na suficie, nie wiedziała tego, wszystko było niejasne i rozmyte, nie wiedziała co się dzieje, wciąż słyszała dokazując dyskutujące żywo głosy, zaczynało ją to denerwować.
-Ugh… - wydobyła z siebie bo właśnie jakimś nieludzkim wysiłkiem udało jej się przekręcić głowę lecz natychmiast tego pożałowała, rozdzierający ból poraził  całą lewą część twarzy aż do ramienia… Lecz zaczynała rozumieć już urywane zdania mówione chyba przez postacie w białych strojach, wciąż zamazane…
-Podać morfinę. Szybko. Chyba się budzi.
-Trzeba natychmiast zatamować krwawienie!
-Halo, proszę pani, czy pani mnie słyszy? Rito, odezwij się jeśli możesz…
Do Rity powoli docierało, że ktoś chyba powiedział jej imię, że te słowa chyba były kierowane do niej… Obróciła powoli, tym razem bardzo delikatnie głowę i z trudem otworzyła całkowicie oczy próbując skupić wzrok na doktorze… Jednak jej uwagę niestety przyciągnęło coś innego, w lustrze weneckim wmontowanym w drzwi za lekarzem,  zobaczyła przerażającą krwawą masę, w której były, oczy, wyglądające zupełnie jak jej, zgrabny nosek tak podobny do jej nosa, teraz pokryty skrzepem krwi, i drobne usta, które poruszały się, gdy próbowała otworzyć swoje… Nagle w jej umyśle, otumanionym lekami i bólem  pojawiła się porażająca jak prąd myśl…
-Boże… Te oczy nie są podobne… One są moje.


Po czym otworzyła usta, rozrywając przy tym świeżo tworzący się na ranie skrzep krwi i wydała z siebie urwany krzyk … I wszystko na powrót stało się ciemne.
                                                              * * *
Victoria zerwała się zlana potem. Spojrzała na zegarek. 15. Października. 23.33. W uszach wciąż dzwonił jej ten straszny krzyk, a przed oczami nadal miała zmasakrowaną twarz kobiety, która mieszkała naprzeciwko.  


5 komentarzy:

  1. wspaniałe ! jak ty to robisz > 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Po prostu się pisze samo po nocach :D

      Usuń
  2. szkoda że tak szybko przeczytałam twoje kilka rozdziałów. Nie mogę się doczekać na więcej. Poydrawiam i weny życze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za wszystkie słowa otuchy no i oczywiście za polecenie <3 wszak dopiero zaczynam a tutaj tyle ciepłych słów! Następne rozdziały będą, na pewno :)
      Również pozdrawiam i wzajemnie :)

      Usuń
  3. Ciekawie, fajnie przedstawione i rozlew krwi, to co lubię :D

    OdpowiedzUsuń