Enjoy ;)
Pamiętajcie, wena karmi się komentarzami :D
Rozdział III
Uparcie szła dalej, nieświadomie stawiając kroki coraz szybciej. Nie
patrzyła na nikogo. Zbliżała się już do ostatnich domów małego miasteczka w
którym mieszkała, za nim rozciągały się malownicze wzgórza, poprzecinane kratą
pól w wielu odcieniach złota i soczystej zieleni. Można było z nich podziwiać
piękną okolicę. widać było połyskująca niedaleko rzekę, jak srebrną wstęgę
przecinającą rzeczywistość. W głowie wciąż przebłyskiwały myśli, wspomnienia
związane z tą kobietą, która przed chwilą ją minęła. Margaret. I czym zasłużyła
na takie traktowanie? Ile razy zastanawiała się jak ostrzec tych ludzi przed
tym co ich czeka? Nawet próbowała… Ale z czym mogła się spotkać w naszych realiach
mówiąc coś takiego? Cała ta sytuacja wyglądała groteskowo. A odważyła się
odezwać tylko dlatego, że miała do czynienia ze swoją sąsiadką. Co prawda nigdy
nie była to miła kobieta, i nigdy za nią nie przepadała, ale miała dość tego co
ją spotyka i miała nadzieję, że może wtedy to się skończy, wtedy gdy pomoże
komuś uniknąć swojego fatum…
Było to ok półtorej roku wcześniej, na jesień. Obudziła się w środku nocy, zlana potem próbując sobie przypomnieć wszystkie szczegóły snu, który przyprawił ją o dreszcze.
Był późny wieczór, kroczyła pospiesznie chodnikiem do domu. Ale
oczywiście nie była sama. Tuż przed nią stąpała Rita, owa sąsiadka której nie
znosiła. I zapewne nie dążyły do domu Victorii a owej Rity Minor, która właśnie
zerknęła na telefon sprawdzając godzinę. 23.33 16.października. Ruda zdążyła
wyłapać ten szczegół. Nagle powiał chłodny wiatr, rzucając pod nogi zeschłe
liście i jakieś śmieci. Ten powiew był stanowczo za zimny jak na tę porę roku.
Rita opatuliła się swoim szalem przesiąkniętym zapachem mocnych, duszących
perfum i podążała dalej tylko przyspieszając kroku. Przechodziły właśnie w
niezbyt przyjemnym miejscu- był to zaniedbany odcinek ulicy, ale przecież tak samo
często uczęszczanej jak wszystkie inne. Stare lampy od dawna nie naprawiane w
większości nie świeciły. Jedna tylko rzucała blade światło na stary
przepełniony śmietnik, a druga mrugała złowieszczo… Na poboczu walały się
odpadki a na niezagospodarowanym fragmencie działki rosły gęste krzaki. Kiedyś
nawet podobno był to ogród, jednak właściciel ziemi zmarł i po ogrodzie zostały
tylko gęste zarośla w które nikt nie wchodzi bo zwyczajnie nie ma po co. Czasem
tylko pijaczkowie stoją tam, opróżniając kolejne butelki i zaczepiając Bogu
ducha winne dziewczyny przechodzące chodnikiem. Tak. Był to niewątpliwie
zakątek mroczny. Niegdyś zadbane kwitnące krzewy, teraz suche gęstwiny porastał
kłębiący się bluszcz plącząc się na
zmianę z dziką winoroślą, której niebanalnej wielkości liście zakrywały widok
na to co się skrywa w tej opuszczonej roślinnej twierdzy.
Wtem, z tych właśnie gąszczy, ni stąd ni zowąd błysnęły złowrogie
żółte ślepia. Panna Minor na szczęście tego nie spostrzegła i szła dalej,
lecz to spostrzeżenie przypadło Victorii.
Wzdrygnęła się, i wrosła w ziemię.
Zauważyła je a posiadacz oczu na pewno zauważył ją. Były one stanowczo za
wysoko by należały do psa. A bynajmniej do psa standardowych rozmiarów. Gały
były w nią wlepione i usłyszała gardłowe warczenie… Była pewna, że bydle zaraz
się na nią rzuci, lecz nie. Tym razem znów nie chodziło o nią. Nagle gałęzie
zarośli rozchyliły się pod wpływem ogromnego cielska psa, który widocznie
uchował się tu dziko. Rita usłyszała to, odwróciła się i natychmiast tego
pożałowała, bo ten zwierzęcy gladiator nagle zerwał się do biegu i to w jej
kierunku… Zapewne od kilku dni nie miał nic w pysku, bo pomimo pokaźnych
rozmiarów był dość wychudzony… Mała
chuda kobieta nie miała szans na ucieczkę przed takim potworem, rzuciła się na
ziemię skulona w akcie desperacji, osłaniając głowę rękoma. Victoria chciała
krzyknąć: „Biegnij! Uciekaj! Ja go czymś zatrzymam!” Lecz głos nie mógł jej się
wydostać z gardła, a ciało miała ciężkie jak z ołowiu… Znów była tylko obserwatorem…
Tymczasem pies stał nad Ritą, która padła na ziemię dokładnie pod jedyną
świecącą lampą w tej ciemnej uliczce, którą nikt o tej porze nie przechodził…
Był to upiorny widok. Blade, sączące się światło rzucało na scenerię jeszcze
gorszą, mroczną poświatę ukazując jednocześnie liczne blizny nieporośnięte i
tak sklejoną sierścią na ciele tego potwora, zdobyte prawdopodobnie w wielu
walkach. Z jego wściekłego pyska zwieszały się strąki śliny, a on stał warcząc
z najeżoną sierścią, przed biedną trzęsącą się ze strachu kobietą, łkającą w
zimny bruk, bojąc się jednak drgnąć lecz w duszy błagając Boga o pomoc. Warczenie stawało się coraz głośniejsze,
wprost głuche, lecz pies nie drgnął… Tak samo jak jego bezbronna ofiara, i było
tak do momentu gdy strąk śliny
zmieszanej z pianą z wściekłego pyska kundla nie spadł na odsłonięty
policzek kobiety. Nie wytrzymała. Mimo że instynkt podpowiadał inaczej , z jej
gardła wydarł się głośny, rozdzierający ciszę niczym sztylet spazmatyczny krzyk, który było słychać chyba
w całym Misseltwait. Rita w jednym ruchu poderwała swe zmartwiałe ze strachu
kończyny i rzuciła się do ucieczki, która nie trwała dość długo bo zaledwie
ułamek sekundy. Pies jakby tylko na to czekał. Rzucił się na nią całym ciężarem
okropnego cielska, przygważdżając przednimi łapami do ziemi. Ofiara nawet nie
miała czasu na reakcję lub formę jakiejkolwiek obrony bo w momencie uderzenia głowy Rity o bruk,
bestia z urwanym warknięciem, ohydnie odsłaniając przednie zębiska, zanurzył
swe kły w ciepłym delikatnym, kobiecym policzku… Sparaliżowana kobieta zawyła z
bólu, tryskająca, spływająca z twarzy krew zmieszała się z błotem, posklejała
jeszcze przed chwilą piękne loki Rity zazwyczaj tak zgrabnie opadające na
ramiona, teraz będące jedynie jednym splątanym kłakiem. Mimo paraliżującego
bólu, słonych łez wypływających niemal strumieniem do otwartej rany, sprawiających jeszcze
większy ból wykorzystała chwilę w której kundel był zajęty pochłanianiem wyrwanego żywcem jeszcze ciepłego fragmentu
jej twarzy i mocnym wybiciem nóg które miała siłę wykonać dzięki zastrzykowi
adrenaliny próbowała go z siebie zepchnąć, i może nawet by jej się udało gdyby
nie to że pies skończył już swoją przystawkę i miał ochotę na więcej.
Wytrąconemu z równowagi psu, wypadł z pyska poszarpany,
oderwany od całości fragment
skóry i spadł na te piękne kształtne usta modelki, zsuwając się po podbródku na
szyję zostawiając po sobie krwawy ślad niczym podpis oprawcy. Rita nie mogła
nawet otworzyć ust by krzyknąć przez nabrzmiewającą szybko ranę ciągnącą się od
lewego oka aż po kącik ust…
Nagle zza zakrętu oślepiając światłami i kogutem na dachu ,
ogłuszając wyjącym sygnałem wyjechał radiowóz straszy pożarnej bombardując
wrażliwe uszy psa syreną alarmową, ten zawył z bólu skulił uszy i uciekł z powrotem w krzaki wyjąc przeraźliwie z pyskiem ubrudzonym ludzką krwią. Jednak,
mimo że dziewczyna leżała w miejscu oświetlonym jedynym źródłem światła na
uliczce, strażacy nie zauważyli skulonej zakrwawionej kobiety leżącej na
chodniku, lub może zauważyli, lecz wzięli ją za pijaną ladacznicę jakich wiele
i nie zareagowali… Przejechali,
pozostawiając po sobie nieprzenikniony
mrok, cichnący głos sygnału i kompletny brak nadziei na ratunek… Okaleczona
Rita leżała targana konwulsjami z bólu, ze spazmatycznym oddechem… Przed oczami
miała rosnącą kałużkę jej własnej krwi, która ciągle rosła… Lecz to co widziała
powoli zaczęło się rozmywać…Blednąć… Aż w końcu….
Obudziły ją ostre rażące
światła i jakieś przytłumione głosy, nie mogła ich rozróżnić, ani zrozumieć co
mówią, nie była w stanie całkiem otworzyć oczu, ani się ruszyć, przez uchylone
lekko powieki widziała przemijające kolejno lampy, chyba na suficie, nie
wiedziała tego, wszystko było niejasne i rozmyte, nie wiedziała co się dzieje,
wciąż słyszała dokazując dyskutujące żywo głosy, zaczynało ją to denerwować.
-Ugh… - wydobyła z siebie bo właśnie jakimś nieludzkim wysiłkiem
udało jej się przekręcić głowę lecz natychmiast tego pożałowała, rozdzierający
ból poraził całą lewą część twarzy aż do
ramienia… Lecz zaczynała rozumieć już urywane zdania mówione chyba przez
postacie w białych strojach, wciąż zamazane…
-Podać morfinę. Szybko. Chyba się budzi.
-Trzeba natychmiast zatamować krwawienie!
-Halo, proszę pani, czy pani mnie słyszy? Rito, odezwij się jeśli możesz…
-Trzeba natychmiast zatamować krwawienie!
-Halo, proszę pani, czy pani mnie słyszy? Rito, odezwij się jeśli możesz…
Do Rity powoli docierało, że ktoś chyba powiedział jej imię, że te
słowa chyba były kierowane do niej… Obróciła powoli, tym razem bardzo
delikatnie głowę i z trudem otworzyła całkowicie oczy próbując skupić wzrok na
doktorze… Jednak jej uwagę niestety przyciągnęło coś innego, w lustrze weneckim
wmontowanym w drzwi za lekarzem,
zobaczyła przerażającą krwawą masę, w której były, oczy, wyglądające
zupełnie jak jej, zgrabny nosek tak podobny do jej nosa, teraz pokryty skrzepem
krwi, i drobne usta, które poruszały się, gdy próbowała otworzyć swoje… Nagle w
jej umyśle, otumanionym lekami i bólem pojawiła się porażająca jak prąd myśl…
-Boże… Te oczy nie są podobne… One są moje.
Po czym otworzyła usta, rozrywając przy tym świeżo tworzący się na
ranie skrzep krwi i wydała z siebie urwany krzyk … I wszystko na powrót stało
się ciemne.
* * *
Victoria zerwała się zlana potem. Spojrzała na zegarek. 15. Października. 23.33. W uszach wciąż dzwonił jej ten straszny krzyk, a przed oczami nadal miała zmasakrowaną twarz kobiety, która mieszkała naprzeciwko.
* * *
Victoria zerwała się zlana potem. Spojrzała na zegarek. 15. Października. 23.33. W uszach wciąż dzwonił jej ten straszny krzyk, a przed oczami nadal miała zmasakrowaną twarz kobiety, która mieszkała naprzeciwko.
wspaniałe ! jak ty to robisz > 3
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Po prostu się pisze samo po nocach :D
Usuńszkoda że tak szybko przeczytałam twoje kilka rozdziałów. Nie mogę się doczekać na więcej. Poydrawiam i weny życze :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za wszystkie słowa otuchy no i oczywiście za polecenie <3 wszak dopiero zaczynam a tutaj tyle ciepłych słów! Następne rozdziały będą, na pewno :)
UsuńRównież pozdrawiam i wzajemnie :)
Ciekawie, fajnie przedstawione i rozlew krwi, to co lubię :D
OdpowiedzUsuń