Kto mnie zna, wie że uwielbiam Harry'ego Pottera i jestem jego zagorzałą wielbicielką :) W ostatnich dniach ukończyłam krótkie opowiadanie, które jest fanfiction na bazie Harry'ego Pottera. Napisałam je specjalnie na konkurs. Może nie rozwija się szczególnie, jednak postaram się go pisać dalej ;)
***
Harry wraz ze skrajnie wyczerpanym dyrektorem wylądowali na
szczycie wieży astronomicznej. W bladozielonym świetle mrocznego znaku, który
jaśniał nad Hogwartem, twarz Albusa wyglądała jeszcze bardziej mizernie…
-Severusa…. Sprowadź mi Severusa… Załóż pelerynę i nikomu się nie pokazuj.
-Ale..
-Obiecałeś spełniać moje polecenia, więc idź już!
Widząc wycieńczonego dyrektora chciał się sprzeciwić, ale zarzucił swoją pelerynę niewidkę i stąpał już po krętych schodach, kiedy na wieżę wpadł nie kto inny, a Draco Malfoy.
-Expelliarmus! – Harry poczuł jak jego ciało kamienieje, gdy obok jego stopy po stopniach stoczyła się różdżka… Dumbledore rzucił na Harry’ego zaklęcie niewerbalne sekundę przed oszałamiaczem Malfoya, który wyrwał mu różdżkę z dłoni. Krew w Harrym zawrzała. Chciał rzucić się na ślizgona z gołymi rękami, lecz powstrzymywało go niezrozumiale dla niego rzucone zaklęcie.
-Draco. Spodziewałem się ciebie tutaj. – rzekł Dumbledore głosem zmęczonego starca.
-Tak? Nie wydaje mi się. Dałeś się zapędzić w kozi róg!
-Ślizgon stał z różdżką wyciągniętą w drżącej dłoni. Chciał być wyniosły, zimny i pewny siebie, jednak z jego oczu ział zimny strach. Przełykał ślinę nerwowo zerkając za siebie.
-Nie jesteś mordercą Draco. Nigdy nie byłeś i nie będziesz. Nie jesteś taki jak twój ojciec.
-Skąd możesz wiedzieć jaki jest mój ojciec?! Skąd możesz wiedzieć jaki J A jestem?! – Miało to brzmieć jak drwina, lecz w jego głosie była tylko trwoga. Harry drżał.
-Jestem bezbronny. Gdybyś chciał mnie zabić, mog...
-Ja MUSZĘ to zrobić! MUSZĘ cię zabić! Inaczej on zabije mnie!
Maska opanowanego śmierciożercy spadła. Pokazał się natomiast przerażony chłopak, który działał wbrew sobie. Harry usłyszał stłumione krzyki i zbliżający się hałas. Ktoś wbiegał po schodach. Wstrzymał oddech pod peleryną niewidką i chciał jeszcze bardziej przylgnąć do ściany, gdyby nie to że był spetryfikowany.
-No, no, no-o-o… Nasz mały Draco!- Skrzeczący głos Bellatrix wzbudzał odrazę i chęć mordu. W Harrym wzbudził falę nienawiści. Po wejściu śmierciożerców na twarz Malfoya z powrotem wpłynęła maska. Stał pewny siebie, z zimną krwią. Lub tylko sprawiał takie wrażenie.
- Fenrir! Bellatrix! Czym zasłużyłem sobie na wizytę tak późnych gości?
-Dosyć ględzenia! Dalej! ZABIJ GO!
Harrym wstrząsnęło. Chorobliwie chciał coś zrobić, lecz był bezsilny i bezużyteczny. Zaczął wzmagać się silny, zimny wiatr, lecz różdżka Draco nie drżała z zimna lecz ze strachu i niepewności. Patrzył w jasne, łagodne oczy profesora. Harry z przerażeniem patrzył na ich profile. Starca i młodzieńca. Upadłego mistrza i zrezygnowanego zwycięzcy. Księżyc zasłaniały mu sylwetki trzech śmierciożerców stojących plecami do niego. Silny podmuch wiatru zdmuchnął z Harry’ego niczym nie trzymającą się pelerynę. Malfoy drgnął. ”Widzi mnie!”- ta jedna myśl zelektryzowała Harry’emu umysł. Draco już odwracał się do Pottera, który wyrosnął mu spod ziemi w polu widzenia, gdy usłyszał ciche..
-Severusie… proszę. –Lecz nie było w tym cienia prośby.
Snape wahając się, wystąpił krok do przodu i wyciągnął różdżkę spod czarnej szaty.
„To się nie może dziać… Merlinie, zrób coś!” Krzyczał w myślach Harry, błagając by coś się stało.
-Finite Incantatem…- szepnął Malfoy kierując różdżkę pod swoje lewe ramię i w tej samej sekundzie rzucił się do przodu.
-Avada Kedavra.- Zaklęcie Snape’a świsnęło koło ucha Malfoya, który zepchnął dyrektora z toru lotu wiązki zielonego światła. Siła zaklęcia wysadziła kamienne flanki wieży astronomicznej, kryjąc wszystkich w chmurze pyłu i kurzu.
-Co u licha Malfoy?! – Rozniósł się chropowaty ryk Greybacka –Niech tylko Czarny Pan się o tym dowie!
Potter był w szoku, jednak ruszył natychmiast do działania. Pył powoli opadał. Harry sięgnął po różdżkę z Czarnego Bzu leżącą u jego stóp, której nikt do tej pory nie zauważył i poturlał ją po posadzce w kierunku Malfoya, który osłaniał dyrektora przed skalnymi odłamkami. Jakby dzięki nieuchwytnej nici porozumienia, której nie było między nimi przez 6 lat, teraz zrozumieli się bez słowa. Potter był zdumiony poświęceniem swego wroga, lecz zastanawiał się czy jego zmiana strony nie jest jedynie intrygą, spiskiem uknutym przez śmierciożerców, aby zdobyć ich zaufanie… Draco zobaczył różdżkę, która wsunęła się pod jego but i wepchnął ją w rękę osłabionego dyrektora, który resztka sił wyczarował w ostatniej chwili i tak dość potężną tarczę, która Osłoniła ich przed gradem zaklęć ze strony rozwścieczonej Bellatrix, która podniosła się z podłogi. Harry wyprostował się i natychmiast skorzystał z elementu zaskoczenia, jakim było jego pojawienie się znikąd.
-Petrificus Totalus! To za Syriusza! CONFRIGO!- W tej sekundzie padł na podłogę, aby uniknąć zaklęcia wilkołaka, którego klątwa skrzyżowała się z inną, rzuconą z różdżki młodego Malfoya. Oszałamiacz uderzył go prosto w pierś. Siła zaklęcia zrzuciła go ze szczytu wieży. Harry już otwierał usta by rzucić klątwę na Snape’a gdy Draco krzyknął
-Nie! On jest z nami!
-Jakie „z nami”?! Co dla ciebie w ogóle znaczy „Z nami”? Leć do swojego kochanego ojca który urzęduje z Voldemortem!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia Potter. Malfoy, cieszę się że oprzytomniałeś. Zabieram dyrektora w bezpieczne miejsce.
-CO?! Jak mam ci zaufać po tym jak wpuściłeś do zamku hordę śmierciożerców, i prawie zabiłeś profesora Dumbledore’a?!
-Uważaj. Na. Słowa. Potter… Dalej jestem nauczycielem. Śmierciożercy to sprawka Malfoya, a z pozostałego nie mam zamiaru się tłumaczyć osobie twojego pokroju.
Harry niemal się zachłysnął po tym co usłyszał i już szukał w głowie porządnej klątwy, by zmiażdżyć ślizgonowi twarz, gdy..
-Harry. Przestań, proszę. –Dumbledore położył mu dłoń na ramieniu. –Zaufaj Draco i Severusowi również. Wiem że to ciężkie do uwierzenia, ale zrobił to na moje życzenie. Gdy będzie czas i pora wszystkiego się dowiesz. – Spojrzał na Severusa i deportowali się z pyknięciem. Hałasy dobiegające ze schodów były coraz głośniejsze.
-Nienawidzę cię. –rzekł sucho Gryfon do Malfoya, po czym na wieżę wysypała się grupa śmierciożerców wymieszana z członkami Zakonu Feniksa.
Walka znów wrzała.
-Severusa…. Sprowadź mi Severusa… Załóż pelerynę i nikomu się nie pokazuj.
-Ale..
-Obiecałeś spełniać moje polecenia, więc idź już!
Widząc wycieńczonego dyrektora chciał się sprzeciwić, ale zarzucił swoją pelerynę niewidkę i stąpał już po krętych schodach, kiedy na wieżę wpadł nie kto inny, a Draco Malfoy.
-Expelliarmus! – Harry poczuł jak jego ciało kamienieje, gdy obok jego stopy po stopniach stoczyła się różdżka… Dumbledore rzucił na Harry’ego zaklęcie niewerbalne sekundę przed oszałamiaczem Malfoya, który wyrwał mu różdżkę z dłoni. Krew w Harrym zawrzała. Chciał rzucić się na ślizgona z gołymi rękami, lecz powstrzymywało go niezrozumiale dla niego rzucone zaklęcie.
-Draco. Spodziewałem się ciebie tutaj. – rzekł Dumbledore głosem zmęczonego starca.
-Tak? Nie wydaje mi się. Dałeś się zapędzić w kozi róg!
-Ślizgon stał z różdżką wyciągniętą w drżącej dłoni. Chciał być wyniosły, zimny i pewny siebie, jednak z jego oczu ział zimny strach. Przełykał ślinę nerwowo zerkając za siebie.
-Nie jesteś mordercą Draco. Nigdy nie byłeś i nie będziesz. Nie jesteś taki jak twój ojciec.
-Skąd możesz wiedzieć jaki jest mój ojciec?! Skąd możesz wiedzieć jaki J A jestem?! – Miało to brzmieć jak drwina, lecz w jego głosie była tylko trwoga. Harry drżał.
-Jestem bezbronny. Gdybyś chciał mnie zabić, mog...
-Ja MUSZĘ to zrobić! MUSZĘ cię zabić! Inaczej on zabije mnie!
Maska opanowanego śmierciożercy spadła. Pokazał się natomiast przerażony chłopak, który działał wbrew sobie. Harry usłyszał stłumione krzyki i zbliżający się hałas. Ktoś wbiegał po schodach. Wstrzymał oddech pod peleryną niewidką i chciał jeszcze bardziej przylgnąć do ściany, gdyby nie to że był spetryfikowany.
-No, no, no-o-o… Nasz mały Draco!- Skrzeczący głos Bellatrix wzbudzał odrazę i chęć mordu. W Harrym wzbudził falę nienawiści. Po wejściu śmierciożerców na twarz Malfoya z powrotem wpłynęła maska. Stał pewny siebie, z zimną krwią. Lub tylko sprawiał takie wrażenie.
- Fenrir! Bellatrix! Czym zasłużyłem sobie na wizytę tak późnych gości?
-Dosyć ględzenia! Dalej! ZABIJ GO!
Harrym wstrząsnęło. Chorobliwie chciał coś zrobić, lecz był bezsilny i bezużyteczny. Zaczął wzmagać się silny, zimny wiatr, lecz różdżka Draco nie drżała z zimna lecz ze strachu i niepewności. Patrzył w jasne, łagodne oczy profesora. Harry z przerażeniem patrzył na ich profile. Starca i młodzieńca. Upadłego mistrza i zrezygnowanego zwycięzcy. Księżyc zasłaniały mu sylwetki trzech śmierciożerców stojących plecami do niego. Silny podmuch wiatru zdmuchnął z Harry’ego niczym nie trzymającą się pelerynę. Malfoy drgnął. ”Widzi mnie!”- ta jedna myśl zelektryzowała Harry’emu umysł. Draco już odwracał się do Pottera, który wyrosnął mu spod ziemi w polu widzenia, gdy usłyszał ciche..
-Severusie… proszę. –Lecz nie było w tym cienia prośby.
Snape wahając się, wystąpił krok do przodu i wyciągnął różdżkę spod czarnej szaty.
„To się nie może dziać… Merlinie, zrób coś!” Krzyczał w myślach Harry, błagając by coś się stało.
-Finite Incantatem…- szepnął Malfoy kierując różdżkę pod swoje lewe ramię i w tej samej sekundzie rzucił się do przodu.
-Avada Kedavra.- Zaklęcie Snape’a świsnęło koło ucha Malfoya, który zepchnął dyrektora z toru lotu wiązki zielonego światła. Siła zaklęcia wysadziła kamienne flanki wieży astronomicznej, kryjąc wszystkich w chmurze pyłu i kurzu.
-Co u licha Malfoy?! – Rozniósł się chropowaty ryk Greybacka –Niech tylko Czarny Pan się o tym dowie!
Potter był w szoku, jednak ruszył natychmiast do działania. Pył powoli opadał. Harry sięgnął po różdżkę z Czarnego Bzu leżącą u jego stóp, której nikt do tej pory nie zauważył i poturlał ją po posadzce w kierunku Malfoya, który osłaniał dyrektora przed skalnymi odłamkami. Jakby dzięki nieuchwytnej nici porozumienia, której nie było między nimi przez 6 lat, teraz zrozumieli się bez słowa. Potter był zdumiony poświęceniem swego wroga, lecz zastanawiał się czy jego zmiana strony nie jest jedynie intrygą, spiskiem uknutym przez śmierciożerców, aby zdobyć ich zaufanie… Draco zobaczył różdżkę, która wsunęła się pod jego but i wepchnął ją w rękę osłabionego dyrektora, który resztka sił wyczarował w ostatniej chwili i tak dość potężną tarczę, która Osłoniła ich przed gradem zaklęć ze strony rozwścieczonej Bellatrix, która podniosła się z podłogi. Harry wyprostował się i natychmiast skorzystał z elementu zaskoczenia, jakim było jego pojawienie się znikąd.
-Petrificus Totalus! To za Syriusza! CONFRIGO!- W tej sekundzie padł na podłogę, aby uniknąć zaklęcia wilkołaka, którego klątwa skrzyżowała się z inną, rzuconą z różdżki młodego Malfoya. Oszałamiacz uderzył go prosto w pierś. Siła zaklęcia zrzuciła go ze szczytu wieży. Harry już otwierał usta by rzucić klątwę na Snape’a gdy Draco krzyknął
-Nie! On jest z nami!
-Jakie „z nami”?! Co dla ciebie w ogóle znaczy „Z nami”? Leć do swojego kochanego ojca który urzęduje z Voldemortem!
-Nie ma czasu na wyjaśnienia Potter. Malfoy, cieszę się że oprzytomniałeś. Zabieram dyrektora w bezpieczne miejsce.
-CO?! Jak mam ci zaufać po tym jak wpuściłeś do zamku hordę śmierciożerców, i prawie zabiłeś profesora Dumbledore’a?!
-Uważaj. Na. Słowa. Potter… Dalej jestem nauczycielem. Śmierciożercy to sprawka Malfoya, a z pozostałego nie mam zamiaru się tłumaczyć osobie twojego pokroju.
Harry niemal się zachłysnął po tym co usłyszał i już szukał w głowie porządnej klątwy, by zmiażdżyć ślizgonowi twarz, gdy..
-Harry. Przestań, proszę. –Dumbledore położył mu dłoń na ramieniu. –Zaufaj Draco i Severusowi również. Wiem że to ciężkie do uwierzenia, ale zrobił to na moje życzenie. Gdy będzie czas i pora wszystkiego się dowiesz. – Spojrzał na Severusa i deportowali się z pyknięciem. Hałasy dobiegające ze schodów były coraz głośniejsze.
-Nienawidzę cię. –rzekł sucho Gryfon do Malfoya, po czym na wieżę wysypała się grupa śmierciożerców wymieszana z członkami Zakonu Feniksa.
Walka znów wrzała.
W ciemnej, cuchnącej zgnilizną z pobliskiej rzeki uliczce,
znikąd pojawili się dwaj mężczyźni w czarnych pelerynach. Ludzi mieszkających
tutaj zapewne by to zaskoczyło, jednak wszyscy spali w swoich brudnych
mieszkaniach za oknami zasłoniętymi starymi spróchniałymi okiennicam.
-Musiałem się teleportować tutaj, aby sprawdzić czy nikt nas nie będzie obserwował. Za chwilę będziemy. – Powiedział młodszy, podtrzymując osłabionego staruszka. Minęli właśnie pordzewiałą tabliczkę z napisem Spinner’s End i skręcili w jedną z ciemnych pobliskich uliczek aby wejść do jednego z małych, obskurnych mieszkań.
-Severusie, dziękuję za pomoc, jednak wiesz, że nie powinieneś tego robić… Prosiłem Cię…
-Wiem, ale to nie jest jeszcze czas i pora. Jesteś wszystkim potrzebny. Ten głupi i nieodpowiedzialny chłopak był gotów mnie za ciebie zabić. Nie żebym miał coś przeciwko… Ale ten cały żałosny Zakon bez moich informacji upadnie.
-Nie mów tak. Wszyscy dadzą sobie radę. Jestem już tylko bezużytecznym staruszkiem, w większości zdanym na łaskę innych. A tutaj twoją.
-Dość tego. Teraz wrócisz do siebie, zaraz podam ci eliksiry, zdaje się że mam tu wszystko co potrzebne. Właśnie. Gdzie horkruks? Znaleźliście go?
-Harry go ma…
-CO?! Powierzyłeś go temu nieodpowiedzialnemu bachorowi?!
-Powierzyłbym mu swoje życie, tak jak Tobie Severusie, tylko on w przeciwieństwie do Ciebie, nie wystawiłby mojego zaufania na taką próbę jak ty… Ale teraz powiedz mi jak wygląda sytuacja w zamku.
-Malfoy wpuścił przez pokój życzeń kilkunastu śmierciożerców, ale w porę zdążyłem poinformować Lupina, i tę jego godną pożałowania świtę…
-Severusie, nie obrażaj….
-Ja nie obrażam, tylko przedstawiam sytuację. W każdym razie, zanim horda Lupina zdążyła przybyć, kilku uczniów ucierpiało… Podobnie jak wielka sala. Ja musiałem znaleźć Bellatrix, bo wiedziałem, że nie przepuści okazji aby zobaczyć jak Draco próbuje Cię zabić. I miałem rację.
-Muszę tam wracać. Hogwart mnie potrzebuje.
-Nie możesz tam wracać! Wszyscy śmierciożercy są pewni że nie żyjesz, w każdej chwili może tam pojawić się Czarny Pan, a ty jesteś osłabiony. Zaraz podam Ci odpowiednie eliksiry i wracam do zamku.
-Nadal jestem twoim przełożonym Severusie, więc nadal to ja decyduję o Tobie, nie odwrotnie. A skoro Voldemort tam będzie, ja też tam będę. Nigdy nie będę chować się za plecami mych uczniów. W drogę.
Nie zważając na reakcję mistrza eliksirów, deportował się zostawiając po sobie jedynie wgniecenie w ciepłym jeszcze fotelu.
-Musiałem się teleportować tutaj, aby sprawdzić czy nikt nas nie będzie obserwował. Za chwilę będziemy. – Powiedział młodszy, podtrzymując osłabionego staruszka. Minęli właśnie pordzewiałą tabliczkę z napisem Spinner’s End i skręcili w jedną z ciemnych pobliskich uliczek aby wejść do jednego z małych, obskurnych mieszkań.
-Severusie, dziękuję za pomoc, jednak wiesz, że nie powinieneś tego robić… Prosiłem Cię…
-Wiem, ale to nie jest jeszcze czas i pora. Jesteś wszystkim potrzebny. Ten głupi i nieodpowiedzialny chłopak był gotów mnie za ciebie zabić. Nie żebym miał coś przeciwko… Ale ten cały żałosny Zakon bez moich informacji upadnie.
-Nie mów tak. Wszyscy dadzą sobie radę. Jestem już tylko bezużytecznym staruszkiem, w większości zdanym na łaskę innych. A tutaj twoją.
-Dość tego. Teraz wrócisz do siebie, zaraz podam ci eliksiry, zdaje się że mam tu wszystko co potrzebne. Właśnie. Gdzie horkruks? Znaleźliście go?
-Harry go ma…
-CO?! Powierzyłeś go temu nieodpowiedzialnemu bachorowi?!
-Powierzyłbym mu swoje życie, tak jak Tobie Severusie, tylko on w przeciwieństwie do Ciebie, nie wystawiłby mojego zaufania na taką próbę jak ty… Ale teraz powiedz mi jak wygląda sytuacja w zamku.
-Malfoy wpuścił przez pokój życzeń kilkunastu śmierciożerców, ale w porę zdążyłem poinformować Lupina, i tę jego godną pożałowania świtę…
-Severusie, nie obrażaj….
-Ja nie obrażam, tylko przedstawiam sytuację. W każdym razie, zanim horda Lupina zdążyła przybyć, kilku uczniów ucierpiało… Podobnie jak wielka sala. Ja musiałem znaleźć Bellatrix, bo wiedziałem, że nie przepuści okazji aby zobaczyć jak Draco próbuje Cię zabić. I miałem rację.
-Muszę tam wracać. Hogwart mnie potrzebuje.
-Nie możesz tam wracać! Wszyscy śmierciożercy są pewni że nie żyjesz, w każdej chwili może tam pojawić się Czarny Pan, a ty jesteś osłabiony. Zaraz podam Ci odpowiednie eliksiry i wracam do zamku.
-Nadal jestem twoim przełożonym Severusie, więc nadal to ja decyduję o Tobie, nie odwrotnie. A skoro Voldemort tam będzie, ja też tam będę. Nigdy nie będę chować się za plecami mych uczniów. W drogę.
Nie zważając na reakcję mistrza eliksirów, deportował się zostawiając po sobie jedynie wgniecenie w ciepłym jeszcze fotelu.